Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w okolice Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. A ona przyszła, padła Mu do nóg i prosiła: „Panie dopomóż mi”. On jednak odparł: „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom”. A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów”. Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz!” Od tej chwili jej córka była zdrowa. (Mt 15, 21 – 28)
Brat Albert mówił, że mamy być dobrzy jak chleb. Ta Ewangelia kojarzy mi się z porannym wyjściem do piekarni po pieczywo. Nawet deszcz nie jest w stanie mi w tym przeszkodzić.
Ta Ewangelia ma swój smak, rozkoszny, pyszny. Ten zapach roznosi się po nozdrzach i drażni, zachęca. Pan Jezus słucha riposty kobiety i potwierdza, że wystarczy nawet okruch spadający ze stołu, by zaspokoić głód. Nawet okruch dla szczeniaka.
Idę, nie usiedzę; najpierw do kościoła po słowo, a potem…
Świeże, ciepłe, pachnące pieczywo… On wie, czym mnie nakarmić i ujarzmić.
Ojcze nasz, który jesteś…