Gdy Dawid wracał po zabiciu Filistyna Goliata, kobiety ze wszystkich miast wyszły ze śpiewem i tańcami naprzeciw króla Saula, przy wtórze bębnów, okrzyków i cymbałów. I zaśpiewały kobiety wśród grania i tańców: Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy. (1 Sm 18,6)
Zachwycił mnie ten fragment w dzisiejszej Eucharystii. Tym bardziej, że ledwo na nią zdążyłem. Kolęda daje się mocno we znaki 🙂 Pan Bóg ma swoje niespodzianki.
Czytam ten fragment i od razu wpadam w zachwyt. Ten Dawid to miał naprawdę dobrze. Tłumy, wiwatujący ludzie, muzyka, hałas, całuski, kwiaty, radość spełnienie. To wszystko towarzyszy królom, solidnym przykładom, mocarzom.
Pomyślałem sobie, czy w taki sposób myślę o swoim patronie? Czy cenię go tak jak dziś Dawida? Potrafi mnie poruszyć?
Zanim puenta, to mała historia o nim:
Św. Adrian urodził się w Afryce Północnej, a według mniemania wybitnego średniowiecznego uczonego, św. Bedy Czcigodnego, pochodził z plemienia Berberów. Jego rodzina uciekła do Italii przed najazdem Arabów, dzięki czemu młodzieniec mógł zdobyć wszechstronne wykształcenie. Wiadomo, że mieszkał nieopodal Mediolanu i w młodym wieku wstąpił do zgromadzenia benedyktynów.
Zdobył wiedzę między innymi w zakresie matematyki, astronomii i poezji, którą w późniejszym okresie mógł spożytkować jako nauczyciel. Rozkwit jego cnót był widoczny dla współbraci i przełożonych, co sprawiło, iż został mianowany opatem klasztoru Niridanum na wyspie Nisida w Zatoce Neapolitańskiej.
Sława jego przekroczyła niebawem granice konwentu, docierając do cesarza Konstansa II, a za jego pośrednictwem do papieża św. Witaliana. Świątobliwy mnich trafił na dwór namiestnika Chrystusowego i został jego doradcą. Ojciec Święty pragnął hojniej rozdzielić między lud Boży owoce świętości swego towarzysza, dlatego dwukrotnie ofiarowywał mu arcybiskupstwo Canterbury. Pokora przeważyła jednak nad innymi względami, a Adrian zaproponował na ten urząd swego przyjaciela św. Teodora z Tarsu.
Sam zgodził się jedynie zostać pomocnikiem nowo mianowanego metropolity. Wyruszyli razem do Anglii w roku 668. Po drodze Adrian został uwięziony w Neustrii, Teodor zaś powędrował dalej i szczęśliwie objął swą stolicę. Po uwolnieniu benedyktyn dołączył do przyjaciela i został mianowany opatem klasztoru św. św. Piotra i Pawła (uległ on zniszczeniu podczas barbarzyńskiej zawieruchy tzw. reformacji XVI wieku).
Prowadził dla współbraci wykłady z Pisma Świętego i nauki Ojców Kościoła, uczył też języków klasycznych i chorału. Dzięki jego staraniom klasztor stał się międzynarodowym ośrodkiem katolickiego monastycyzmu i oświaty. Pełen zasług opat Adrian odszedł do Pana w roku 710 i został pochowany w kościele klasztornym. Grób jego zasłynął licznymi cudami, a gdy otworzono go pod koniec XI wieku, ciało Świętego było nienaruszone.
A przykłady pouczają i prowadzą. Święci nasi patronowie, nawet taki bufon Dawid pokazuje Boga. Nadają kierunek.
Dziś w Ewangelii padają takie słowa: „A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach”(Mk 3, 7)). W styczniu to Chrystus chce wejść do naszych domów. Już nikt z nas nie musi za nim krążyć, szukać, przychodzi w prostym geście błogosławieństwa na Kromera, Legionów, Leśnej…takim naszym lidzbarskim Zajordaniu. Wchodzi w nasze domowe pielesze i się tego nie wstydzi.
„Polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć”(Mk 3, 8-9). Dlaczego dziś nie lgniemy do Chrystusa? Uciekamy, zamykamy drzwi? Moją uwagę w tym fragmencie zwraca ta ciągle przygotowana łódka. Jezus nie chce uciekać. Na łódce w małej przestrzeni łatwiej się spotkać, być złowionym przez Jezusa Chrystusa, pląsać w takt rytmu wybijanego przez bijące fale naszego życia. Nie potrzebne fanfary. Wystarczy kołysząca się obecność. Taki dziś Pan Jezus po-ranny.
„W Bogu pokładam nadzieję, nie będę się lękał,
cóż może uczynić mi człowiek?
Wiążą mnie, Boże, śluby, które Ci złożyłem,
Tobie oddam ofiary pochwalne.” Ps 56, 12-13