Na filmie byłem z kilkoma osobami. Gdy wychodziliśmy, niemal każdy miał poruszenie wymalowane na twarzy. To film, który boli. Nie jest to jednak obraz filmowy w stylu martyrologicznym, jak film Misja
On boli jakoś inaczej. Stawia dużo pytań. I wydaje mi się, że nie powinno się zbyt łatwo uciszać w sobie niepewności i niepokoju: co ja bym zrobił, jak bym to rozwiązał.

Więcej, tu nie chodzi o to, co bym zrobił, gdyby, ale o to, co robię teraz z moją wiarą i jak ją postrzegam. Na co dzień nie stawiamy sobie wielu ważnych pytań, ponieważ, na szczęście, rzadko konfrontowani jesteśmy z takimi próbami i dylematami moralnymi, o jakich mowa w filmie. Takim motywem jest mord i bestialstwo, represje wobec niewinnych ludzi. Ta walka, która przynosi tak wielki strach.

Z pewnością zostanie mi w oczach scena ukrzyżowania trzech mieszkańców wioski. Zostaje wydany wyrok na nich tylko dlatego, że ukrywają księży. Ta scena, która nie pozostawia obojętnym, jest w barwach wszędobylskiej w tym filmie szarości. Panuje tam taki skandynawski a dokładniej islandzki klimat zimna. Osobiście też przeżyłem scenę spowiedzi całonocnej, kiedy nowi kapłani musza zmierzyć się chociażby z ilością spowiedzi po tylu latach braku duchownych czy też języka. Nie zawsze rozumieją, co mówią przystępujący do tego sakramentu. Pomyślałem sobie, czy w konfesjonale te tak czasem nie jest. Zrozumienie motywacji do popełnienie tego czy innego grzechu u ludzi przychodzi z czasem.

Niezwykle uderzyło mnie powtarzane wiele razy deptanie wizerunku Chrystusa umęczonego. Bóg, który daje się zdeptać. Tak mocno przylgnąć chciał do człowieka. Taka scena z Ogrójca.
i jeszcze siedmiokrotne przebaczenie zdrajcy Kichijiro. W tym filmie naprawdę wybrzmiewa to zdanie z Ewangelii: czy aż siedem razy mam przebaczyć??? (por. Mt 18, 21-35).
Na pewno film godny uwagi. Daje do myślenia, choć jest niezwykle trudny w odbiorze. Popcorn jednak podczas filmu nie chrupie a pepsi raczej nie leje strumieniami. Kurosawa czy Mizoguchi są zadowolenie też z pokazania Kraju Kwitnącej Wiśni.