W te szarą, lutową, nieco spowolnioną niedzielę – jakby znienacka wybrzmiewają słowa o błogosławieństwach. Pan Jezus mówi je na równinie. Na pewno brzmią one ciepło. Błogosławieni, znaczy szczęśliwi. Jak schodzisz z góry a najpierw trzeba było na nią wejść, to powrót z niej ma w sobie sporo radości. A tu jeszcze Pan mówi o pewnej drodze do spokoju. Mi dziś dźwięczy w uszach taki prosty cytat. Może nawet niepokoi.
Przyjdzie dzień, kiedy cywilizowany świat odrzuci swego Boga, kiedy Kościół zwątpi, tak jak zwątpił Piotr. Będzie kuszony, by wierzyć, że człowiek stał się Bogiem i i że jego Syn jest jedynie symbolem albo filozofią, jakich wiele. W naszych kościołach chrześcijanie szukać będą bezskutecznie czerwonej lampki, [wskazującej miejsce] gdzie czeka ich Bóg. Podobnie jak Maria Magdalena, płacząca przy pustym grobie, będą pytać: „Dokąd Go zabrali?
Pius XII
Nie dziwi fakt, że pada dziś w ewangelii słowo biada.
Będą pytać: „Dokąd Go zabrali”, kto nam pobłogosławi?
Znalazłeś dziś Jezusa? Odkryłeś Go w dzisiejszej ewangelii?