Bardzo potrzebuję ciszy. Niby to nawet proste do zrobienia. Nie mam rodziny; rytm dnia mogę ustalić (zwykle) pod siebie. Odpowiadam za siebie i przed sobą.
Dlatego lubię Wielki Post. On odkrywa we mnie słabości. Postanawiam sobie dużo. I te moje postanowienia doprowadzają mnie do moich słabości. Czy są jakimś sprawdzianem. TAK! Ale nie patrzę na to w ten sposób. Szukam słabych punktów. Bo mi w Wielkim Poście chodzi o Boga. Szukam Jego obecności w moich słabościach. Taki mam obecnie pomysł na ratowanie mnie.
Thomas Merton mówił: „Najczystsza wiara powinna być sprawdzona w ciszy, w której nasłuchujemy nieoczekiwanego, w której jesteśmy otwarci na to, czego jeszcze nie znamy, oraz w której powoli i stopniowo przygotowujemy się do dnia naszego przyjścia na inny poziom życia z Bogiem”. Kiedy widzę swój grzech, to widzę tylko czubek swojego nosa. Kiedy wybieram trudne życie z Nim, łatwiej mi odkryć wolność wyboru dobra.
Dlatego cisza. Ona dokonuje we mnie jakiegoś zadziwienia swoim spokojem. Dla mnie osobiście jest GPS-em, który wskazuje obecnie, gdzie ten poziom relacji z Nim jest nie-Boży, niespokojny, nieudany, nieprawdopodobnie zmarnowany.
Mówi dalej Merton: „Prawdziwa nadzieja sprawdza się w ciszy, w której musimy czekać na Pana w posłuszeństwie niekwestionowanej wiary”. Tak, czasem z tej małostkowej niewiary rodzi się wiele słabości. Nie masz tak, że przychodzi zwątpienie, że się uda, że moje ciało, duch zostanie podniesione i ochronione przed zgubna pokusą. Tylko trzeba być posłusznym. Cierpliwym wobec siebie. Stanowczym wobec miałkości codzienności.
p.s. od dziś postaram się pisać codziennie, czasem do Ewangelii, czasem do słowa rekolekcyjnego, które głoszę. Zapraszam.
Rozważaj ze mną.
Dziękuję