Słowo daję

Słowo daję, chyba czas już zamówić choinkę, ponieważ nie wiadomo czy 23 grudnia nagle nie zmienią się przepisy…i co wtedy ze świętami? Jest szansa, że obejdziemy je z braćmi i siostrami obrządków wschodnich. Słowo daję, napawa mnie to optymizmem.
Słowo daję, różne rzeczy przychodzą do głowy, różne rzeczy się słyszy. Ot na przykład taka: Uwaga! Ważny apel. Jak jutro będziecie skakać przez płot na cmentarz to pamiętajcie: od g. 10 do 12.00 skaczą tylko seniorzy 🙂
Brzmi mało poważnie?
Słowo daję.
Obecny czas pokazuje, że w obliczu coraz to nowych zaskakujących (bądź nie) obostrzeń, warto zadbać o siebie, o swoją kondycję wiary. Takie obostrzenia w okresie najważniejszych świąt, traktowanych także jako rodzinne spotkania, powinny w nas wzbudzić rytm. Aby nie zwątpić. Cmentarze na świeżym powietrzu zamknięte. Galerie, Biedronki pełne nieśmiertelnych sprzedawczyń otwarte. Słowo daję, takie historie osłabiają. Podobnie wulgarność języka, krzyk i ogólny chaos.
Jak jednak iść przez tę ciemną noc wiary?
To w Kościele Boga spotkałem, spotykam i chcę nadal spotykać. Z tym identyfikuje się prawdopodobnie jeszcze wielu moich znajomych. Chciałbym też móc czytelnie pokazywać Go tu innym, tu to znaczy w moim życiu, ale również w moim środowisku. Problem w tym, że przychodzi jednak moment, w którym wydaje się, że światło ktoś zgasił. „Noc ciemna” to doświadczenie duchowe opisywane przez mistyków. Człowiek wierzący odczuwa wtedy wszechogarniającą ciemność, pustkę, a nawet opuszczenie przez Boga. Stan ten może jednak prowadzić do duchowego oczyszczenia, do uwolnienia od własnych iluzji religijnych. Ostatecznie zaś – do odkrycia, że w tym doświadczeniu Bóg był cały czas bliżej, niż się nam wydaje.
Na dobre przeżywanie nocy ciemnej nie ma jednak prostej recepty. Zwłaszcza jeśli to zbiorowa noc ciemna Kościoła w Polsce. Nie łudźmy się, nie znajdziemy tu cudownych rozwiązań.
Wydaje się, że nie należy w tym procesie oglądać się na tych – i na kościelnej górze, i na dole – którzy długo jeszcze będą żyć w przekonaniu, że da się uratować zdrową tkankę katolików. W jaki sposób? Według tej grupy: odprawiając więcej nabożeństw i usilniej modląc się do św. Michała Archanioła, żeby pogrążył siły nieczyste, które się przeciwko nam sprzysięgły. Jeśli ktoś chce ocalić taką świetlaną świetność Kościoła, oczywiście wolno mu.
Jest inny sposób, słowa daję.
Mistycy (Św. Teresa z Avilla, ś. Jan od Krzyża) i Ojcowie Kościoła i np. św. Efrem, przekonują, że wchodząc w noc ciemną (Ojcowie mówią o czasie pustyni), chrześcijanin powinien przede wszystkim pogodzić się z sytuacją duchowej pustki, następnie głęboko zaufać Bogu i cierpliwie znosić czas swego opustoszenia – z nadzieją, że noc ciemna dokona w nas oczyszczenia i odsłoni oblicze Boga, obecne bliżej, niż się nam wydaje.
Efezjan 6,12
Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, ale przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw rządcom ciemności tego świata, przeciw duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich.
I jak na tablicy Mendelejewa pojawiły co i rusz kolejne oznaczenia pierwiastków, tak w naszym życiu z Ducha pojawi się zło. Sam tylko nie bądź dla nikogo złem.
Słowo daję. Warto

Zraniony

Jest wiele słów na k, na przykład Kościół.

Był rok 9 n.e., kiedy to w Lesie Teutoburskim dwie poteżne siły zmierzyły się ze sobą. Po jednej stronie plemiona germańskie pod wodzą Arminiusza, wodza ze szczepu Cherusków, a z drugiej wciągnięte w zasadzkę trzy legiony rzymskie (XVII, XVIII, XIX), dowodzone przez Publiusza Kwinktyliusza Warusa.
Wynik? Pozostało kilkunastu legionistów i nieco ponad setka w niewoli sponad 20 tys. (!) żołnierzy rzymskich.
Dwie siły stanęły naprzeciw siebie i w konsekwencji każda z nich przegrała. W perspektywie historii ani jedna strona ani druga nie zdobyła niczego. Historia zatoczyła koło.
Czy dziś nie jest podobnie?
Próbujemy budować tę opowieść zwaną życiem i składa się ona z wielu rozdziałów:
CHAPTER 1. cytat
Za zgodą stryja publikuje jego list do mnie.

Drogi Romanie,

Cieszę się, że wracasz do zdrowia, i że coraz bardziej staje się jasne, że ta złośliwa nagonka na ciebie jest bez żadnych podstaw. W końcu dobro zwycięży. Trzeba w to wierzyć.

Niepokoi mnie ta polska nieumiejętność rozróżniania pomiędzy oceną moralną czynów a reakcją na nie prawa karnego. To są dwie różne sprawy. Nauka św. Tomasza, przytoczona przez św. Jana Pawła II w Evangelium vitae jest zupełnie nieznana! Akwinata wyjaśnił, że aby można było wprowadzić penalizację złych czynów, potrzebne są trzy warunki. Po pierwsze, karze się jedynie grzechy przeciwne sprawiedliwości, a nie innym cnotom. Po drugie, w społeczeństwie musi być poparcie dla danej penalizacji. I po trzecie, wprowadzenie jej nie może doprowadzić do turbatio, do zaburzeń społecznych. Pierwszy moment jest sprawą scientia – teoretycznej wiedzy etycznej, ale dwa pozostałe odnoszą się do ars – sztuki politycznego działania. Ocena nastrojów społecznych nie jest jednoznaczna i ustawodawcy mogą być różnego zdania szukając funkcjonalnych kompromisów.

Św. Tomasz przestrzegał przed stawianiem zbyt wysokiej poprzeczki przez prawo karne: „Prawo ludzkie podprowadza ku cnotliwemu życiu, ale nie natychmiast, tylko stopniowo. Dlatego nie wymaga od tłumu niedoskonałych, aby, od razu, jak cnotliwi, powstrzymali się od wszelkiego zła. Gdyby tak zrobiono, to ci słabsi, nie znosząc napięcia rygorów, popadliby w jeszcze większe zło. (…) A więc, gdy wlewa się młode wino do starych bukłaków, to znaczy, gdy nakłada się wymogi życia doskonałego na ludzi niewyrobionych, to wtedy bukłaki pękają i wino wycieka, czyli w konsekwencji nakazy prawa są lekceważone i z tej pogardy ludzie popadają w jeszcze większe zło” (S. Th., Ia-IIae, q. 96, a. 2, ad 2).

Kościół prowadzi ludzi do dobra, ale mocą sakramentów, modlitwy i katechezy. Tylko ci księża, którzy mają słabą wiarę, nie znają nauki Kościoła i nie wierzą, że Słowo Boże jest żywe jak miecz (Hbr 4, 12) chcą, aby państwo zrobiło za nich robotę i doprowadziło ludzi do prawości! Trzeba zmierzać do świętości mocą Bożą, a nie środkami ludzkimi! Nie na darmo Pan Jezus polecił Piotrowi, aby schował swój miecz (J 18, 11).

I trzeba być ostrożnym, aby się nie dać nabrać tym politykom, którym zależy na skłóceniu, bo z rozgrzanych emocji tworzą sobie wygodną zasłonę dymną. Papież Franciszek w Fratelli tutti (15) zauważa: „Dzisiaj w wielu krajach stosowany jest polityczny mechanizm jątrzenia, rozdrażniania i polaryzacji”. Trzeba czuwać by w podejściu do ludzi był zachowany realistyczny optymizm, bo gdy panuje pesymizm, nawet i przykryty idealistyczną fasadą „lepszego sortu”, ułatwia to promocję zawiści, oszczerstw i podejrzliwości, szukanie haków na swoich i na przeciwników oraz wprowadzenie dyktatury.

Dobrze, że po okropnym potraktowaniu ciebie, zakończyłeś swe oświadczenie po chrześcijańsku, bez złośliwości i chęci zemsty.

Trzymaj się ciepło,

o. Wojciech Giertych OP

CHAPTER 2.

CHAPTER 3. Wnioski własne, acz zwięzłe:
Na świecie nie ma więcej niż sto osób, które prawdziwie nienawidziłyby Kościoła katolickiego, lecz istnieją miliony ludzi, którzy nienawidzą swojego własnego wyobrażenia o Kościele katolickim.
List 27 kapłanów i jego postulaty mi bliskie, choć trochę w niektóruch punktach ogólne. Uważam warty konteskt do rozmowy i spotkania.
Link ów tu:

Dlaczego tyle rozdziałów i one takie nieposkładane? Bo jesteśmy w takim Lesie Teutoburskim. Stoją naprzeciw siebie siły, które będą napierać i być może zniewalać. Te rozdziały pomiędzy nimi niedomknięte i trudno je spoić. Te rozdziały trzeba napisać, bo nawet kompromis nic nie dał. I nie rękami wymachującymi młodymi ludźmi, nie wulgaryzmami. Nie dewastacją.
Ja zaczynam dzień modlitwą, choćby pośpieszna była.
Choćby tą:
MODLITWA O POKÓJ
(na motywach Listu do Efezjan)
Panie Jezu Chryste,
Ty, który jesteś naszym pokojem,
Ty, który zburzyłeś rozdzielający ludzi mur – wrogość,
Ty, który ludzi dalekich czynisz bliskimi,
Ty, który w sobie zadałeś śmierć wrogości!

Prosimy, zadaj śmierć także jakiejkolwiek wrogości w nas!
Daj nam światłe oczy serca, byśmy przestali widzieć w sobie wzajemnie przeciwników, a zobaczyli współdomowników – w Twoim Domu, a także w tym domu, który ma na imię Polska;

Nawróć nasze wzajemne myślenie o sobie, i daj nam słowa i czyny na miarę tego nawrócenia.
Włóż nam w usta – a jeszcze wcześniej w nasze myśli – słowa, które budują, nie rujnują; leczą, nie zadają rany; pocieszają, nie odbierają nadzieję; niosą pokój, nie wywołują agresję.

Wskaż nam czyny konkretnej miłości i miłosierdzia, wokół których odbudujemy naszą wspólnotę. Zwłaszcza w tak trudnej, obecnej chwili pandemii poprowadź nas do osób chorych i starszych, tych, którzy przebywają na kwarantannie i tych, którzy opłakują swoich zmarłych. Pomnóż w nas ofiarność i współczucie.

Uczyń każdego z nas „nowym człowiekiem”, a nastanie pokój!
Modlimy się za wszystkich!
O mądrość i pragnienie dobra wspólnego dla każdego, kto w obecnym sporze zabiera głos;
Za polityków wszystkich opcji w parlamencie i poza nim.
Za tych, którzy modlą się w kościołach, i za tych, którzy demonstrują.
Za wierzących w Boga, i za tych, którzy wartości prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna wywodzą z „innych źródeł”;
Również za tych, którzy w tej chwili wcale ich nie szukają.
Ty – rozpoznany czy nierozpoznany – znajdź drogę do każdego z nas, wskaż nam właściwe drogi ku sobie nawzajem. I skutecznie nas po nich poprowadź.
Amen.

P.S.
Chciałbym, aby ten tekst był epilogiem. Dzięki za takich kapłanów jak SK. Mateusz Buczma. Wraca mi wiara w nasze kapłaństwo:
Przepraszam.
Przepraszam Cię za Kościół z przymrużeniem oka, w którym można to i owo załatwić; w którym nie masz pewności, że ksiądz albo katecheta sam wierzy w to, co mówi; w którym zachowujemy się i robimy coś, bo tak trzeba, wypada.

Przepraszam Cię za Kościół z przymrużeniem oka, w którym łatwiej jest na lekcji religii puścić film, niż mieć ochotę i temat do pogadania; w którym na protokole przedmałżeńskim odpowiada się tak, by się ksiądz nie czepił; w którym faworyzowani są ci, którzy mienią się dobrodziejami.

Przepraszam Cię za Kościół z przymrużeniem oka, w którym…. (tu pewnie mógłbyś dopisać jeszcze więcej)

Przepraszam Cię za Kościół z przymrużeniem oka, bo w nim praktycznie nie da się doświadczyć Bożej miłości, nauczyć słuchać Jego Słów i odkrywać, że On naprawdę wygrał wojnę o Twoje życie i chce Ci to pokazywać. Realne prawdopodobieństwo istnienia Boga nie da Ci wewnętrznej siły, pasji i entuzjazmu, który przejawia się w konkretnym stylu życia.

„Zasady bez więzi prowadzą do buntu” – mawia Josh McDowell. Nie dziwię się, że się buntujesz. Nie zdziw się jednak tym, że poza ludźmi, którzy nie potrafią przestać „bawić się” w Kościół z przymrużeniem oka, są tacy, którzy mogą pomóc Ci spotkać żywego Jezusa. To spotkanie może zmienić wszystko.

P.S. Nie wiesz jak w kościele wesprzeć inicjatywy dla dzieci? Proszę bardzo!!
Jeśli możesz wesprzyj
https://www.facebook.com/Hospicjumcaritas/

Ku jezioru

Hej,
właśnie jestem po zakończonym seansie serialu „Ku jezioru”. Serial produkcji rosyjskiej. I można w tym miejscu westchnąć i powiedzieć: rosyjski? Słabo. Nie w tym wypadku. Na pewno dla tego obrazu na plus jest to, że był kręcony w 2019 roku. Ma w sobie wszystkie elementy, które wciągną widza w historię. Choć pewne elementy są aż nazbyt widoczne i łatwe do przewidzenia, to jednak miło się ogląda całą historię. Na pewno w obecnym czasie jest wciągająca i będzie miała ciąg dalszy w drugim sezonie.
Serial jest wspaniale nakręcony. Na pewno na plus jest to, że ma doskonałe tempo i przede wszystkim kapitalnie rozrysowanych bohaterów. To prawdopodobnie jedna z najlepszych wschodnioeuropejskich produkcji. Można ją zobaczyć na netflixie. Oczywiście warto pamiętać, że perspektywa jest odrobinę zaburzona, jako że całą opowieść poznajemy przez pryzmat klasy średniej i wyższej, a lud pokazany jest w właśnie z tej wielkopańskiej perspektywy. To niezbyt dobre i prawdę powiedziawszy psuje ostateczny odbiór. Podobnie z doborem muzyki. Czasem służy ona do przerysowania pewnych wątków, nawet opowiada dobrą nutą chwilowe sytuacje komiczne, ale można by w drugim sezonie nad nią popracować.
Skoro nikomu nieznany serial hiszpański „Domek z papieru” osiągnął niespotyka ną dotychczas popularność, to warto kibicować serialowi zza miedzy. Od dłuższego czasu Rosjanie kręcą ciekawe filmy. Może czasem zalatujące bogoojczyźnianym schematem, ale chciałbym, aby chociaż rodzima produkcja zrobiła choć jeden film w tym stylu- bez Karolaka i całego tego dworu nudnych paździerzowych postaci.

Wykluczenie

Tak często jak chcielibyśmy kogoś wykluczyć z Kościoła, warto w tym miejscu przypomnieć sobie życie świętego Pawła. Życie Pawła Apostoła było nieustannym wzywaniem do nawrócenia. Było poszukiwaniem źródła i Miłości, która go przemieniła. Wszystko to może nas również dotknąć. Uczulić na właściwe postrzeganie drugiej osoby. Paweł musiał otworzyć się na Ananiasza, ale przecież on też był na liście do odstrzału. Paweł jechał do Damaszku zabijać. Dyszał grożą zabijania. W jednym momencie wszystko się zmieniło. Co więcej, później poszukuje go Barnaba i udaje się najpierw do jego rodzinnego Tarsu. Ale Paweł ma już inny dom, właściwie domy, bo tam spotyka się z chrześcijanami.
W tygodniu powołaniowym moja uwagę zwrócił ciekawy wpis pod jednym z artykułów. Sam artykuł nie za specjalny. Za to pod nim taki o to wpis:
Jeśli powiesicie Szawła nie będzie Pawła.
Może właśnie się nawracają?

Święta ze Sieny

Służba nie jest wstydem, ponieważ służyć Bogu nie oznacza być poddanym, lecz panować. Im doskonalsza jest ta służba, im bardziej stajemy się Mu poddani, tym bardziej jesteśmy wolni i tym bardziej panujemy nad sobą. Wówczas nie panuje nad nami żadna rzecz, a zwłaszcza grzech.
Miłość i pokora są to dwa skrzydła, konieczne do lotu w krainę życia wiecznego.
Doskonałość nie polega na umartwianiu i zabijaniu ciała, lecz na zabiciu woli własnej i przewrotnej.
(św. Katarzyna z Sieny)

Czy życie nie jest pasmem paradoksów. Czyż jarzmo może być słodkie a brzemię lekkie? Wydaje się, że nie, ale zapytajmy jakichkolwiek młodych rodziców, jak się czują od chwili, w której w ich rodzinie pojawiło się dziecko. Myślę, że gdyby przez ich życie przemknęło tornado, to wywołałoby mniej zmian niż ta niewielka, całkowicie zdana na nich osóbka. Wstają w nocy na pierwsze kwilenie, pielęgnują, karmią, usypiają, noszą na rękach póki im starczy sił. Wszystko inne przestało istnieć – liczy się tylko dziecko. Czy noszą brzemię? Zdecydowanie. A czy jest ono słodkie? Wystarczy spojrzeć w zmęczone oczy rodziców, by dostrzec, że nic piękniejszego nie mogło ich spotkać.
To Słowo dziś prowadzi nas do wyboru naszego życia. Ile razy chcemy żyć życiem innych. Św. Katarzyna ze Sieny zaprasza nas dziś do świadomego wyboru swojej codzienności. Akceptacji tego, co da się zmienić, odszukać na nowo. Nie szukajmy nowych śladów za wszelką cenę nowego jarzma. Zrealizujmy koncepcję, którą dał nam Pan. Aktualizujmy ją. Choćby i dziś. Teraz.Nawet z podkrążonymi oczami.

MODLITWA CZŁOWIEKA ZMĘCZONEGO ŻYCIEM
Panie, wstając dziś rano, powiedziałem sobie, że będzie tak samo jak w inne dni.
I rzeczywiście, było tak samo.
Pojechałem tym samym tramwajem jak co dzień, przeczytałem takie same obłudne rozważania w prasie na temat nie zmieniającej się sytuacji krajowej.
Wszedłem po tych samych nijakich schodach i na biurku zastałem takie same dokumenty do przejrzenia — dokumenty, które nie zmieniają się od teraz już blisko dziesięciu lat.
Dziewczyna w centrali była ta sama, tak jak kierownik działu personalnego. Miny mieli takie jak co dzień, jak każdego dnia, kiedy nie oczekuje się niczego specjalnie nowego.
W południe zjadłem to samo co zwykle w środę.
Potem wróciłem do biura i pracowałem do szóstej.
Przed chwilą przyszedłem do domu i powiedziałem sobie, że jutro będę musiał znowu robić to samo.
Panie, jestem tym wszystkim zmęczony.
Marzyłem o czymś innym. Marzyłem, że kiedyś będę prowadził życie aktywne, ruchliwe, pełne wrażeń i niespodzianek.
To były marzenia. Ale jednak ciężko jest otrząsnąć się z marzeń.
Nigdy nie będę niczym innym, niż jestem.
O, wiem dobrze, że inni byliby zupełnie zadowoleni w mojej sytuacji.
Na pewno. Ale to w niczym mi nie pomaga.
Panie, pozwól mi w ten wieczór wyrazić to moje znużenie, to pragnienie ucieczki. Komu to powiem, jeśli nie Tobie?
Nikt by nie zrozumiał. Powiedzieliby: „Na cóż on się skarży?” I mieliby w pewnym sensie rację. To przecież całkiem normalne: mężczyzna, który wykonuje swoją pracę.
No wiec powiem o tym tylko Tobie.
Nie proszę Cię, żebyś coś zmieniał. Nie. Nie potrzeba zmieniać mojego życia. To mnie trzeba zmienić.
Panie, pomóż mi mniej przyglądać się sobie samemu.
Pomóż mi zobaczyć, że są też inni ludzie, inni niż ja. Którym codziennie też przydarza się to samo.

Dzisiejsza Ewangelia rozpoczyna się od słowa – nazajutrz.
Minęła niedziela, dzień kwarantanny już któryś z kolei. Cały czas jesteśmy w drodze. I tu nasuwa się pierwsze z pytań: czy wciąż idziemy/uciekamy do Emaus czy też staramy się wrócić do Jerozolimy, do tego, co niełatwe i być może przerastające nasze możliwości.
W innym miejscu Ewangelii Mateusz zapisuje: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych (Mt 4, 4b) Na tę drogę i to nazajutrz Pan nas wyposaża w Słowo. Jakie jest jego przesłanie? KARM się. Rób to nieustannie. Możesz znać się na Pismach proroków, znać się na historii zbawienia jak mało kto. Lecz jeśli zabraknie ci zwyczajnie nasycenia, to odczujesz głód i będziesz pędził za Panem na drugi brzeg. I tak w kółko. Ciągle pędem.
Dziś jest taki trend u katolików, by czerpać od kogoś. Włączamy filmik na youtube, poszukujemy i słuchamy dobrych kazań. Czy jednak mamy czas, żeby zwyczajnie z tym Słowem usiąść sami. Bez „mądrego” kapłana, który nam da papkę, aby ją tylko w wodzie naszego chwilowego poświęcenia rozmieszać w wersji instant. Bez książki, z której jak z najlepszego poradnika wyczytamy nasze przepisy na pobudzenie wiary. Ten tydzień zaprasza nas do posiedzenia ze Słowem, do poświęcenia na to czasu. Do odkrycia nowych możliwości.
Święta Tereska napisała:
Tłumić w sobie przypływy nieskończonej czułości, podczas gdy wystarczyłoby, by je uwolnić, “rzucić się w Jego ramiona i przyjąć Jego nieskończoną Miłość…” Nie każdy z nas tak czuje i potrafi. Trzeba jednak dać sobie szansę.
Zatrzymaj się
Na chwilę
Posłuchaj
I módl się o deszcz łask:
https://www.youtube.com/watch?v=_VNGvDOBW9I&list=RD_VNGvDOBW9I&start_radio=1

Czwartek, Wielki był

To był dobry dzień. Dzień dobry.
Wieczór pełen zapachu kadzidła, ciszy w kościele.
Za zasłoną kotary ukryty Pan. Przychodzi.
Zawsze. Nie muszę puszczać znaków dymnych.
Idę za chwilę jej jeszcze posłuchać.
Przemawia bardziej niż się może wydawać.
Przyjdź i zajmij miejsce swe…mówi dziś pieśń.

Na dobrą noc i sen
https://www.onet.pl/muzyka/onetmuzyka/meskie-granie-w-domu-caly-koncert-darii-zawialow-online/e40xqnt,681c1dfa

Judasz raz jeszcze

30 srebrników to tyle, za ile można kupić było za czasów Jezusa chociażby…krowę…
I niewolnika.
Strasznie trudno to zrozumieć, że tylko tyle wystarczyło, by zamiast królować wśród Apostołów, upaść tak nisko. Upadek wpisany jest w nasze życie. Wpisane jest też powstanie. Z-martwych-po-wstanie to ostatnie czasy. Teraz ważne jest Twoje TERAZ. Uważnie przeczytaj artykuł poniżej. To historia każdego z nas. Możesz zmarnować swoje życie, ale po co. Powstań i żyj!

Według etiopskiego „Męczeństwa Piłata” żoną Judasza była… siostra Barabasza…. Jeszcze inni snują spekulacje, jakoby Judasz był… zazdrosny o Marię Magdalenę, która była zakochana bez pamięci w Jezusie i nie dawała żadnych szans Judaszowi. A on ją skrycie kochał i nie mógł już patrzeć na to uwielbianie.
Zdrada Judasza była z pewnością bolesna dla pozostałych apostołów. Człowiek, którego uważali za przyjaciela, towarzysz wspólnych wędrówek, wydał Jezusa. Musieli się z tym faktem jakoś uporać, bo nigdy nie mogli zapytać go, dlaczego właściwie zdradził. Judasz zaraz po wydaniu Mistrza, powiesił się. Apostołowie byli więc zdani na własne domysły. I do dziś nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Istnieje jednak kilka hipotez.
Otóż według Jana przyczyną zdrady była zwykła i prostacka chciwość
Hipoteza 1: For the Money?
Autor Czwartej Ewangelii, którego tradycja utożsamia z Janem Apostołem, jest szczególnie cięty na Judasza. Ilekroć o nim wspomina, nie może powstrzymać się przed przypisaniem mu najgorszych cech. To właśnie Czwarta Ewangelia legła u podstaw tak bardzo negatywnego wizerunku Judasza.
Otóż według Jana przyczyną zdrady była zwykła i prostacka chciwość. Znamienna jest scena namaszczenia stóp Jezusa drogocennym olejkiem, co uczyniła w Betanii Maria, siostra Marty i Łazarza. Według przekazu synoptyków (mam oczywiście na myśli autorów Ewangelii Synoptycznych, a nie przepowiadaczy pogody), czyn kobiety wywołał niezadowolenie uczniów, którym nie podobało się takie marnotrawstwo w kontekście potrzeb biednych (zob. Mk 14, 3-4; Mt 26, 6-13).
W Ewangelii według św. Jana niezadowolenie z powodu gestu Marii wyraża tylko i wyłącznie Judasz. Co więcej Jan wyjaśnia, że powodem nie są tu bynajmniej szlachetne intencje, ale złodziejska natura Judasza, który jako skarbnik podkradał pieniądze ze wspólnej kasy: „Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać: «Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?» Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano” (J 12, 4-6, por. J 13, 29).

Idąc tym tropem, Jakub de Voragine (1230-1298) w „Złotej legendzie” tak tłumaczy zdradę Jezusa: „Na krótki czas przed męką Pana Naszego, rozgniewał się [Judasz] za to, że nie sprzedano wonnej maści, którą dano Jezusowi i która warta była trzysta groszy: bo niewątpliwie zamierzał przywłaszczyć sobie tę sumę. Poszedł więc do Żydów i sprzedał Chrystusa za trzydzieści srebrników”.
Czy faktycznie Judasz defraudował pieniądze Jezusa i uczniów? Czy zostało to dowiedzione? Śmiem wątpić… Sądzę raczej, że Jan tak się zapieklił w niechęci do Judasza, że po zdradzie przypisał mu także rzekome kradzieże.
To tak jak w filmie „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, gdy sprzątaczka oskarżyła klienta sklepu, że to złodziej, bo wyrwał jej z rąk narzędzie pracy, czyli ścierkę, a ekspedientka dodała: „I pijak! Bo każdy pijak to złodziej!”. W tym wypadku sposób rozumowania Jana był pewnie podobny: „Skoro zdradził Mistrza, to z pewnością nas także okradał”. A przecież jeśli Judasz został wybrany skarbnikiem, to chyba cieszył się jednak pewnym zaufaniem. Znamienne, że to jemu powierzono wspólną kasę, a nie na przykład Mateuszowi, który jako dawny celnik obeznany był z kwestiami finansowymi. Ciekawe jest również, że podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus prawdopodobnie leżał (bo w tamtych czasach biesiadowano w pozycji wpółleżącej) właśnie pomiędzy Janem (Umiłowanym Uczniem) i Judaszem, a Piotr znajdował się po drugiej stronie Jana.

Oczywiście faktem jest, że za wskazanie Jezusa, Judasz otrzymał wynagrodzenie w postaci trzydziestu srebrników, ale czy oznacza to, że zdradził dla pieniędzy? Tradycja synoptyczna, która jako jedyna przedstawia wizytę Judasza u arcykapłanów (Mt 26, 14-15; Mk 14, 10-11; Łk 22, 3-6) w ogóle nie mówi o tym, że motywem była zapłata. Zresztą, sprzedając Jezusa, Judasz wcale nie zbił jakichś kokosów. Trzydzieści srebrników to niezbyt wygórowana cena, tyle kosztowała krowa albo niewolnik o bardzo niskiej wartości. Może więc ta kwota ma znaczenie symboliczne?
Fakt, że suma była tak znikoma dla wielu jest podstawą, aby sądzić, że motywy Judasza były inne niż finansowe.
Apostoł-zdrajca był tylko narzędziem
Hipoteza 2: Opętał go Szatan?
Druga hipoteza na temat zdrady Judasza zakłada jego uległość Szatanowi (J 6, 70-71; 13, 2. 27; por. Łk 22, 2-4). Świadczyła ona, że Judasz odwrócił się od swego powołania (por. Dz 1, 24-25) i oddał swą wolność na usługi „odwiecznego przeciwnika”. To sugerowałoby, że apostoł-zdrajca był tylko narzędziem. Inicjatorem działań Judasza, a tym samym i autorem zamysłu wydania Jezusa, był bowiem sam Diabeł: W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać (J 13, 2).
Według Łukasza opętanie nastąpiło, gdy zbliżało się święto Paschy: Wtedy szatan wszedł w Judasza, zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu (Łk 22, 3). Natomiast Jan wspomina, że Szatan wszedł w swą ofiarę dopiero podczas Ostatniej Wieczerzy (i to po otrzymaniu od Jezusa kawałka chleba): A po spożyciu kawałka [chleba] wszedł w niego Szatan (J 13, 27). W tej perspektywie słowa Jezusa: Co chcesz czynić, czyń prędzej! mogłyby jako adresata mieć nie wiarołomnego apostoła, ale właśnie Szatana.
W niektórych apokryfach Judasz jest osobą naznaczoną złem, która już od dzieciństwa miała diaboliczną naturę. Takim poglądom sprzyjały słowa Jezusa, który jeszcze na długo przed samą zdradą powiedział, mając na myśli Judasza: Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem (J 6, 70).

We wspominanej już „Złotej legendzie” matka Judasza miała sen, że urodzi potwora. Rodzice pozbyli się więc dziecka, wkładając go do koszyka i rzucając na fale. Małego Judaszka przygarnęła królowa wyspy Iskariot. Gdy na świat przyszedł prawdziwy syn królowej, Judasz zamordował swojego przyrodniego brata i uciekł. Związał się wówczas z młodym Piłatem. Potem, tak jak Edyp zabił przez przypadek rodzonego ojca i wziął za żonę swoją matkę. Gdy wszystko wyszło na jaw, matka wysłała go, żeby prosił o wybaczenie Chrystusa i czynił u Niego pokutę. W ten sposób Judasz dostał się do grona uczniów Jezusa… Jak widać istniała tendencja, aby ukazywać Judasza jako istotę do gruntu złą, czyniącą tylko zło i żyjącą tylko dla czynienia zła, a wówczas zdrada byłaby po prostu naturalną konsekwencją charakteru Judasza. Dziwne byłoby wręcz, gdyby nie zdradził.
Z kolei Arabska „Ewangelia dzieciństwa” opowiada, że Judasz już jako dziecko był opętany przez Szatana. Matka zaniosła go więc do Jezusa, którego próbował ugryźć. Nie udało mu się to, ale za to uderzył Jezusa w bok – ten, który został potem przebity włócznią. Szatan opuścił co prawda małego Judasza na rozkaz Jezusa, ale potem do niego powrócił (EwDzArab 35).
Takie to bajdurzenia snuła ludzka fantazja w okresie średniowiecza.
Niektóre apokryfy sugerują, że Judasz zdradził Jezusa, bo tak mu kazała… jego żona
Hipoteza 3: Z powodów osobistych
Nie znamy tych powodów osobistych, dlatego możemy tu wstawić cokolwiek. Niektóre apokryfy sugerują, że Judasz zdradził Jezusa, bo tak mu kazała… jego żona. A ta żona to „zła kobieta była”. Pomysł doprawdy kuriozalny, aby odpowiedzialność przenosić na żonę. Musieli to wymyślić jacyś mizogini (jeśli ktoś nie wie, kto to jest mizogin, niech obejrzy film „Baby są jakieś inne”, wtedy zobaczy dwóch takich, co o kobietach rozprawiali).
Według etiopskiego „Męczeństwa Piłata” żoną Judasza była… siostra Barabasza. Kiedy aresztowano jej brata, poszła do Jezusa z prośbą o pomoc. Nie otrzymawszy jej, udała się do żon starszyzny żydowskiej i doprowadziła w konsekwencji do ukrzyżowania Jezusa (MęczP 4). Judasz może by i nie zdradził Jezusa, ale bał się żony, która potrafiła nawet w przypływie złości przygrzmocić. Postać niegodziwej małżonki Judasza występuje też w niektórych rękopisach „Ewangelii Nikodema”. To ona podpowiedziała Judaszowi sposób wydania Jezusa i nie chciała wierzyć w przyszłe zmartwychwstanie Jezusa, pomimo wyrzutów sumienia męża.
Według „Księgi Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa przez Apostoła Bartłomieja” był niańką synka Józefa z Arymatei i kiedy Judasz wziął trzydzieści srebrników, niemowlę odmówiło ssania jej piersi (KsZmB 2, 1-2). Oczywiście Ewangelie kanoniczne nic o rzekomej żonie Judasza nie wspominają. Nie wiadomo, czy w ogóle miał żonę.
Jeszcze inni snują spekulacje, jakoby Judasz był… zazdrosny o Marię Magdalenę, która była zakochana bez pamięci w Jezusie i nie dawała żadnych szans Judaszowi. A on ją skrycie kochał i nie mógł już patrzeć na to uwielbianie Jezusa przez jego ukochaną. Tu mamy scenariusz jak z ckliwego romansidła, tudzież brazylijskiej telenoweli. O miłości Judasza do Marii Magdaleny śpiewa Lady Gaga, opowiada o niej także mnóstwo powieści. Trudno to wytłumaczyć, bo nawet w apokryfach nic na ten temat nie znajdziemy.

…do Dwunastu przyłączył się po to, by śledzić Chrystusa
Hipoteza 4: Od początku był agentem
Niektórzy uważają, że Judasz od samego początku znalazł się w gronie Dwunastu jako tajny agent, wtyczka i donosiciel. A zatem realizowałby od początku plan poruczony mu przez… No właśnie, przez kogo? Czyim właściwie agentem byłby Judasz? Sanhedrynu? Heroda Antypasa? A może Rzymian?
Nie można zlustrować Judasza. Nie mamy dostępu do jego „teczki”. Według apokryfu „Opowiadanie Józefa z Arymatei” Iszkariota był faryzeuszem, siostrzeńcem Kajfasza (JózAr 1, 3), a do Dwunastu przyłączył się po to, by śledzić Chrystusa. Próbował uchwycić Go na fałszywym słowie, za co codziennie otrzymywał złotą didrachmę. A zatem trzydzieści srebrników było tylko dodatkiem do stałej pensji donosiciela.
Judasz mógł być właśnie bojownikiem o wolność Izraela, który miał nadzieję wykorzystać Jezusa do własnych celów
Hipoteza 5: Zawiedziony terrorysta
Jedna z teorii wyjaśniających przyczyny zdrady Judasza mówi, że apostoł zawiódł się na Jezusie. Dlaczego? Judasz – tak jak wielu Żydów – oczekiwał, że w momencie pojawienia się na ziemi Mesjasza, zostanie zdjęte jarzmo rzymskiej niewoli i odrodzi się królestwo Izraela. Przełomowy moment mógł nastąpić w chwili wjazdu do Jerozolimy w dniu Palmowej Niedzieli. Jezusa witały wówczas tłumy – wśród nich byli głównie ludzi z prowincji, którzy na żydowskie święto przybyli do miasta. Z różnych przekazów wiemy, że zarówno Sanhedryn żydowski jak i mieszkańcy miasta byli raczej wrogo nastawieni do Jezusa. Widząc bezsilność Chrystusa, który nie był w stanie przekonać rady żydowskiej do swych racji, Judasz mógł zwątpić w niego i w to, co głosił.
Przydomek „Iskariota” (gr. Iskariotes), jak się przypuszcza, oznacza „człowieka z Kariotu” (hebr. isz Karioth). Miejscowość taka, położona w pobliżu Hebronu, pojawia się dwukrotnie w Piśmie Świętym (Joz 15, 25; Am 2, 2). Niektórzy jednak wywodzą ten przydomek od greckiego słowa „sikarios”. Nazwa ta pochodzi od słowa „sica”, czyli krótki miecz, skrywany przez mężczyzn w fałdach szat. Sicarios zatem to „ten, który morduje za pomocą krótkiego miecza”. Być może Judasz należał do bractwa politycznych zabójców związanych z zelotyzmem i zwanych sykariuszami, czyli sztyletnikami, którzy mordowali zwolenników władzy rzymskiej.
Judasz mógł być właśnie bojownikiem o wolność Izraela, który miał nadzieję wykorzystać Jezusa do własnych celów. Jeśli tak było, zapewne przeżył głęboki wstrząs, gdy przekonał się, iż dziedzic Dawida i domniemany Mesjasz nie zamierza obalić rzymskiego panowania w Judei. Traktował Go jako przywódcę narodowo-religijnego, ale gdy zorientował się, że Chrystus nie ma zamiaru walczyć z Rzymianami i ważniejsze jest dla Niego jakieś duchowe królestwo nie z tego świata niż los swojego narodu, postanowił Go wydać, bo uznał Jego nauki za niebezpieczne dla sprawy walki wyzwoleńczej.

Judasz wydał Jezusa na Jego polecenie, aby wypełniły się słowa Pisma
Hipoteza 6: Na polecenie Jezusa
Istnieje też hipoteza, że Judasz był najbardziej inteligentny i wykształcony ze wszystkich uczniów Jezusa. Tak naprawdę tylko on rozumiał swego Mistrza. Judasz wydał Jezusa na Jego polecenie, aby wypełniły się słowa Pisma i aby doszło do odkupienia świata. Fundamentalne znaczenie mają tu słowa: Co chcesz czynić, czyń prędzej! (J 13, 27). Według interpretacji dalekiej od ortodoksji słowa te mają charakter zachęty, a nawet błogosławieństwa. Stanowią jakoby ezoteryczny apel, na który odpowiedzieć może jedynie wybrany uczeń. Skoro Jezus skierował te słowa bezpośrednio do Judasza, dowodzi to, że Judasz działał w ścisłym porozumieniu z Jezusem. W ten sposób zanegowany jest w istocie sam akt zdrady. Bo żadnej zdrady nie było! Był tylko sekretny i misterny plan.
Ewangelie spisali uczniowie, którzy nie zostali wtajemniczeni w plan Jezusa i Judasza. Nie do końca pojmowali o co chodzi, bo byli to prości ludzie o nie wyrafinowanych umysłach. Judasz został więc oczerniony przez pozostałych.
Oni (którzy uciekli w popłochu) zachowywali czyste ręce, byli dobrzy i wierni, zaś kozłem ofiarnym został Judasz, który był zły, podły i poleciał na mamonę. Zwolennicy tej hipotezy idą nawet dalej i kwestionują w ogóle samobójczą śmierć Judasza. Twierdzą mianowicie, że Judasza zabili wściekli na niego uczniowie Jezusa (nie musieli to być wszyscy, ale kilku z nich). Wiadomo, że Piotr był porywczy i nie wahał się użyć miecza w Ogrójcu, aby pozbawić ucha sługę kapłanów (Mt 26, 51). Po śmierci Jezusa uczniowie byli rozbici i zagubieni. Bez przywódcy, bez mistrza. Mylnie zinterpretowali czyn Judasza, dopadli go i skatowali na śmierć, a potem ustalili, że jakby co, będą mówić, że popełnił samobójstwo. Z biegiem czasu wersje trochę się pomieszały, a oni sami zapomnieli, co ustalili (czy się powiesił, czy też rzucił w przepaść), dlatego Dzieje Apostolskie piszą obrazowo, że upadł, a więc chyba urwała się gałąź, na której się powiesił, potem zaś pękł na dwoje i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności (Dz 1, 18).
W 2006 roku medialną sensacją było odnalezienie i publikacja apokryficznej „Ewangelii Judasza”, znanej dotychczas jedynie ze wzmianek u Ojców Kościoła. Zostało to rozdmuchane do granic możliwości. Na pierwszych stronach gazet oraz w mediach elektronicznych można było przeczytać sensacyjne nagłówki typu: „Nowe oblicze Judasza”, „Czy Kościół zmieni swą naukę?”, „Judasz nie zdradził Jezusa!”, „Kościół mylił się w ocenie Judasza!”.
Według tego utworu, napisanego w środowisku jakiejś sekty gnostyckiej (kainitów, setytów lub barbelognostyków), jedynym prawdziwym uczniem Jezusa (i gnostykiem) był Judasz, a pozostali apostołowie zostali wybrani jedynie dla kontrastu, jako stado bezrozumnych baranów. Niczego nie pojmowali, a Jezus notorycznie się z nich wyśmiewał i nabijał z ich głupoty, cały czas stawiając za wzór Judasza. Judasz wydał Jezusa na Jego własne życzenie, dzięki czemu Chrystus mógł porzucić ciało i opuścić ten świat. Taka jest mniej więcej treść apokryfu, który wzbudził wielką sensację i nadzieje, że wpłynie na zmianę nauki Kościoła, choć doprawdy trudno pojąć, czemu wymysły jakichś tam gnostyków, miałyby nagle zburzyć to, co głosi Kościół.
W Polsce propagatorem obrazu Judasza jako zaufanego współpracownika Jezusa jest religioznawca Jacek Sieradzan. Głosi on tezę, że Judasz jest pierwszą ofiarą „czarnego PR”, dlatego powinien zostać przez chrześcijaństwo jak najszybciej zrehabilitowany, bo był najwierniejszym uczniem Jezusa. Przed publikacją „Ewangelii Judasza” wielu „postępowych” teologów domagało się takiej rehabilitacji od Benedykta XVI, a nawet mówiono o „świętym Judaszu”. Jako ciekawostkę wspomnę, że uczynił to już pewien samozwańczy „papież”. Otóż niejaki Gaston Tremblay z Kanady (który w 1968 roku uznał się za papieża i kazał tytułować jako Jego Świątobliwość Grzegorz XVII), nie tylko kanonizował Judasza, ale nawet ogłosił dogmat o jego… niepokalanym poczęciu.
Wydał Go, aby niejako przymusić do czynu, czyli dopomóc w wypełnieniu mesjańskiego powołania
Hipoteza 7: Aby Jezus ujawnił swą moc
Jest rzeczą możliwą, że Judasz był zapalonym nacjonalistą i patriotą, a zarazem mocno wierzył, iż jego Nauczyciel jest Mesjaszem. Widział przecież znaki i cuda. Widział rozmnożenie chleba, uzdrowienia, a nawet wskrzeszenia martwych. Kto mógł się oprzeć takiej potędze? Judasz czekał aż jego Mistrz wystąpi przeciwko władzy rzymskiej. Do działania popchnęło go zniecierpliwienie, że jego Mistrz ciągle szwenda się po prowincji i udziela wymijających odpowiedzi, zamiast podjąć zdecydowane kroki.Możliwe, że chciał postawić Jezusa w takiej sytuacji, aby nie miał On już innego wyjścia i rozpoczął wielkie dzieło oczyszczenia Palestyny z okupantów. Wydał Go, aby niejako przymusić do czynu, czyli dopomóc w wypełnieniu mesjańskiego powołania.

Judasz wierzył, że w momencie grożącego Mu aresztowania, Jezus objawi swoją moc i wznieci powstanie żydowskie.
Rozpocznie się więc wreszcie triumfalny pochód po władzę, wypędzeni zostaną Rzymianie, ukarani skorumpowani przedstawiciele kasty kapłańskiej, a Mesjasz zasiądzie na tronie Izraela, przywracając dawną świetność narodowi wybranemu. Ponieważ jednak Jezus pozwolił się pojmać, Judasz mógł uznać, że Nauczyciel z Nazaretu nie jest jednak tym oczekiwanym Mesjaszem i że wydał na śmierć niewinnego człowieka. Dlatego wrócił do kapłanów i złożył na siebie samego donos: Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną (Mt 27, 3). Pragnął więc ocalenia Jezusa, któremu groziła śmierć. Jego wołanie pozostało jednak bez odpowiedzi u tych, którzy uważali się za sprawiedliwych: Co nas to obchodzi? To twoja sprawa (Mt 27, 4). Poświadczenie niewinności skazańca, według prawa przyjmowanego w I wieku po Chrystusie, powinno poskutkować wstrzymaniem wyroku i ponownym rozpatrzeniem sprawy (Sanhedryn 6, 1). Do tego jednak nie doszło. Judasz obserwował wydarzenia z coraz większym przerażeniem. Taki scenariusz wydarzeń wydaje mi się bardzo prawdopodobny, poza tym sensownie wyjaśnia samobójczą śmierć Judasza, targanego wyrzutami sumienia.
A jak było naprawdę?
Któż to wie…
Autorem jest p. Roman Zając, STACJA7

Judasz(lo)ve, czyli o wolności

Czytamy dziś, w Wielki Wtorek, garść słów Ewangelii o zdradzie Judasza. Jest w słowie Judasz słowo – uda (się).
Jak bardzo bym sobie życzył, aby wszystko się udało, to jednak każdy z nas wie, że to marne szanse są, żeby tak co i rusz. Judaszowi zupełnie się nie udało. Poszedł w ciemność. Nikt za nim nie zakrzyknął, nie pobiegł.
A on skorzystał z wolności jak się tylko da. Mówi dziś też Jezus do Piotra: wytrwasz przy mnie? Życie oddasz? – Trzy razy tej nocy wyprzesz się mnie.
Jest taki wspaniały tekst p. Andrzeja Poniedzielskiego o wolności, której jakoś brakuje i teraz:
A wolność to nie jest port,
nie adres i nie przystań
wolność – to taka musi być,
żeby z niej nawet nie skorzystać…

Aby ją tylko posiadać.

Wielki Poniedziałek – z tęsknoty za ludźmi

Naszły mnie takie refleksje… Czas odcięcia od zwykłych praktyk religijnych to bardzo dobry czas na weryfikację swojej wiary, zapytanie siebie co jest w niej naprawdę ważne, a co jest tylko dodatkiem, zwyczajem, pustym nawykiem, może nawet zbędnym. Czas pustyni, osamotnienia i pytań. To sprzyja poznawaniu siebie i oczyszczaniu intencji, może być trampoliną do prawdziwszej wiary i bycia lepszym człowiekiem.
Wszystko, czego doświadczamy, może okazać się zwycięstwem, nawet pośród lęków, które jeszcze przed nami.

Przejdź do paska narzędzi